Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieuniknionej? Nie będę więc mógł wyzwolić się nigdy? Powinienem, powinienem dotrzymać mego słowa. Matka moja była świadkiem tej obietnicy. Dotrzymam jej za jaką by to nie było cenę.“ I z wysiłkiem wewnętrznym zdołałem otrząsnąć się nagle z chaosu dręczących mnie niepewności, nagłem nawróceniem duszy zwracając się do Juliany.
Uznawałem, że w tem swojem ożywieniu jest wciąż jeszcze ładną, pełną życia i młodości. Przypominała mi ową dawną Julianę, tę, którą tak często w spokoju domowego życia porywałem niespodziewanie w objęcia niby w napadzie nagłego szału.
— Nie, nie, mateczko, nie każ mi pić więcej — prosiła, zatrzymując rękę matki, która jej nalewała wino. — I tak już nie spostrzegłam się, że piłam zawiele. Ach! jakie doskonałe „chablis.“ Przypominasz sobie, Tullio?
I rozśmiała się, patrząc mi w głąb oczu, wywołując miłosne wspomnienie, po nad którem unosił się delikatny opar tego jasno-złotego, nieco gorzkawego, ulubionego przez nią wina.
— Tak, przypominam sobie, — odpowiedziałem.
Przymknęła nawpół powieki z lekkiem drżeniem rzęs. Potem dodała:
— Gorąco tu, nieprawda? Uszy mnie palą.
I ujęła głowę w dłonie, by odczuć ich gorąco. Lampka, postawiona blizko łóżka, rzucała jasne światło na wydłużony jej profil, a w rozpuszczonej