Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gęstwinie kasztanowatych jej włosów błyskała tu i owdzie kilku nićmi złota w tem miejscu, gdzie przeświecało różowe, drobne delikatne ucho. Kiedym pomagał sprzątać nakrycie, podczas gdy matka ze sługą wyszły na chwilę do przyległego pokoju, przywoła mnie zcicha:
— Tullio!
I pociągnąwszy mnie ku sobie śpiesznym ruchem złożyła mi na ustach pocałunek.
Czyż jej się nie wydawało, że tym pocułunkiem bierze mnie napowrót w całkowite posiadanie ciałem i duszą nazawsze? Taki akt pojednania pochodzący od niej tak wstrzemięźliwej i dumnej, czyliż nie oznaczał, że pragnie odtąd zapomnieć wszystko, że już wszystko zapomniała, by rozpocząć zemną nowe teraz życie? Jakże mogłaby oddać się mej miłości z większym wdziękiem, z większą ufnością? W tej jednej chwili siostra stawała się kochanką. Siostra niepokalana zachowała we krwi i w głębi żył swoich pamięć mych pieszczot, tę pamięć organiczną wrażeń, tak żywą i tak uporną u kobiety. Myśląc o tem wszystkiem, kiedy się sam znalazłem, doznałem fragmentarnej wizyi dawno ubiegłych wieczorów.
„Zmrok czerwcowy, gorący, cały różowy, podczas gdy w powietrzu unosi się fala woni, tak straszliwy dla samotnika, dla tych, którzy czegoś żałują, lub czegoś pragną. Wchodzę do pokoju. Juliana siedzi przy oknie z książką na kolanach, jakaś osłabła, blada bardzo, na wpół