Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

istotnie zacisnąłem silniej węzły, łączące mnie z toną, że stawiłem w zakład moją uczciwość, żem dał obietnicę, obietnicę milczącą, lecz uroczystą istocie osłabionej jeszcze i chorej. Niepodobna było bez nikczemności nie dotrzymać tej obietnicy — rozumiałem to doskonale. Wówczas przejął mnie żal na myśl, żem się dał unieść przelotnemu, a złudnemu porywowi uczucia, żem się go nie strzegł, żal, żem tak długo ulegał temu rzewnemu wrażeniu! I począłem rozbierać drobiazgowo moje uczynki, moje słowa z dnia tego, z chłodnym rozmysłem nieuczciwego kupca, który wyszukuje drobnych szykan, aby ustrzedz się zobowiązań zawartego przezeń kontraktu. A! stanowczo ostatnie moje słowa zbyt były ważnemi. To „Czy mogłabyś zapomnieć?“, wymówione z tym akcentem, po odczytaniu owych wierszy, miały znaczenie stanowczego układu. A owo „Cicho!“ Juliany było pieczęcią kontraktu.
„Ale — myślałem sobie — czyż ona uwierzyła rzeczywiście tym razem w moją skruchę? Czyliż nie była zawsze cokolwiek sceptyczną względem moich dobrych porywów?“ I znowu stanął mi w oczach ten uśmiech słaby, nieufny, który tylokrotnie w takich razach spostrzegałem na jej ustach. „Jeżeli w głębi serca nie uwierzyła moim obietnicom, lub jeśli chwilowe jej złudzenie, po głębszym namyśle, zostało rozproszone, wówczas moje odwołanie mniejby miało wagi, nie uraziłoby ją tak bez miary; obietnica moja stałaby się