Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powrót do życia zamarłą w mej duszy iskierkę wiary?“ Łoskot i wrzawa pracy cichła poza mną; samotność stawała się zupełną. „Pracować, czynić dobrze, żyć dla innych... Odtąd czyż będę mógł w tem wszystkiem odnaleźć prawdziwą treść życia? I czy rzeczywiście w tych rzeczach tylko, poza obrębem szczęścia indywidualnego, odkryć można prawdziwą treść życia? Któregoś tu dnia, kiedy brat mój rozwijał swe poglądy, zdawało mi się, że go zrozumiałem; wierzyłem w to, że doktryna prawdy odsłoni się przedemną przez jego usta. Doktryna prawdy, wedle mego brata, mieści się nie w prawach, nie w przepisach, ale poprostu, wyłącznie i jedynie w tej treści, w tem rozumieniu, które człowiek nadaje życiu. Zdawało mi się, że zrozumiałem to dobrze. Nagle jednak teraz zapadłem znowu w dawne ciemności; popadłem napowrót w dawną ślepotę. Nie pojmowałem już nic, nic nie rozumiałem. Jakiż człowiek w świecie, jakież zdarzenie będzie mieć kiedykolwiek moc pocieszenia mnie po utracie postradanego dobra?“
I przyszłość ukazała się przedemną straszliwa, beznadziejna. Obraz nieokreślony jeszcze tego dziecka, które miało się urodzić, rósł przed memi oczyma, rozszerzał się, jak te potworne i bezkształtne obrazy, czasami występujące w sennych widziadłach, w końcu pochłonął on i ogarnął wszystko. Nie chodziło tu już o żal, o wyrzut sumienia, o wspomnienie, nie dające się wyma-