Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka, z pochylającymi się nad nim dwoma lekarza mi, którzy marszczyli brwi poważnie.
Jakże często ja, ideolog:, analityk, sofista z epoki dekadentyzmu szczyciłem się z tego, że jestem potomkiem tego Rajmunda Hermil de Panédo, który w Goulette dokazywał cudów waleczności i okrucieństwa w oczach Karola V-go! Rozwój nadzwyczajny mojej inteligencyi i mej wieloduszności nie mogły zmienić gruntu mej istoty, w której przechowywały się piętna dziedziczne mej rasy. U brata mego, którego organizm pełen był równowagi, myśl kojarzyła się zawsze z czynem; we mnie myśl przeważała, nie unicestwiając wszakże zdolności do czynu, które bardzo często nawet rozwijały się z niezwykłą potęgą. Ogółem biorąc, był ze mnie człowiek gwałtowny i namiętny, świadomy sam siebie, u którego hypertrofia niektórych ognisk mózgowych czyniła niemożliwem podporządkowanie, konieczne do normalnego życia umysłowego. Umiałem obserwować samego siebie z najdoskonalszą przenikliwością i miałem przynajmniej wszystkie porywy niekarne natur pierwotnych. Nieraz nachodziły mnie pokusy nagłych poszeptów zbrodniczych; nieraz ze zdumieniem dostrzegałem w sobie jakiś instynkt okrutny.
— Otóż i węglarki — ozwał się brat mój, puszczając konia truchtem.
Słychać było w lesie uderzenia siekier i widać ztąd było w górę, prostopadle biegnące obłoczki