Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niejszej; to jest mówił o ideałach, o sferach wyższych, o związkach mistycznych w tej samej chwili, kiedy ręce jego zajęte były odsłanianiem innych tajemnic, krótko mówiąc, skombinował cytaty elokwencyi platonicznej z zalotami w celu objęcia w posiadanie. I Juliana, ta Turris Eburnea, kobieta spokojna, istota utkana z giętkiego złota i stali, ta jedyna, złapała się na starą tę komedyę odwieczną, dała się pochwycić w stare sidła i ona — ona także — uległa staremu prawu ułomności niewieściej. Duet sentymentalny zakończył się związkiem fizycznym, który nieszczęściem uwieńczony został potomstwem...
Straszliwa ironia brała na tortury moją duszę, zdawało mi się, że nie już usta, ale serce wykrzywia mi ten kurcz, który wywołuje trawa trująca, co śmierć zadaje w spazmatycznym śmiechu.
Ubodłem konia ostrogą i puściłem się galopem po urwisku nadbrzeżnem rzeki.
Urwisko to było niebezpieczne, nadzwyczaj wązkie na wygięciach, grożące osypaniem się w niektórych miejscach, w innych znów zawalone gałęziami wielkich drzew pokurczonych, w innych wreszcie wystającemi korzeniami, co się wydobywały na powierzchnię. Miałem całą świadomość niebezpieczeństwa, na które się narażam i zamiast ściągnąć uzdę, gnałem wciąż konia, nie z intencyą dążenia naprzeciw śmierci, ale dlatego, że chciałem uprosić u niebezpieczeństwa ulgi