Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie pocałujesz mnie, Tuilio?
Dreszcz instynktownego wstrętu przeszedł mi po całem ciele. Zawahałem się.
W tej chwili weszła moja matka.
— Jakto! Obudziłaś się? — zawołała.
— Tak, ale zamierzam znowu zasnąć natychmiast.
— Poszłam zobaczyć dziewczynki. Natalka nie spała jeszcze. Spytała mnie: „Czy mama już przyjechała?“ I chciała przyjść tutaj...
— Trzeba było powiedzieć Edycie, żeby mi ją przyprowadziła. A może Edyta już się położyła?
— Nie.
— Do widzenia, Juliano — przerwałem.
Zbliżyłem się i pochyliłem, by ucałować policzek, który mi podawała, uniósłszy się nieco na łokciu.
— Dobranoc, mamo, idę spać. Oczy mi się zamykają ze znużenia.
— I nie będziesz nic jadł? Fryderyk czeka na dole z kolacyą na ciebie.
— Nie, matko; nie mam ochoty. Dobranoc.
Ucałowałem matkę również w policzek. I wyszedłem co najspieszniej, nie spojrzawszy już na Julianę; zbierałem resztę sił, jakie mi pozostały i zaledwie próg przeszedłszy, począłem biedź coprędzej do mojego pokoju, z obawy, że mogę upaść, zanim dojdę do drzwi.
Rzuciłem się na łóżko i ukryłem twarz w po-