Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niecznie. Zmuszony byłem patrzeć i widzieć z nieubłaganą dokładnością, co miało stać się z Julianą, mojem marzeniem, moim ideałem! Zbezkształtnioną olbrzymim brzuchem, ciężarną, noszącą w swem łonie dziecko cudzołożne...
Kto mógłby wymyślić straszliwszą, okrutniejszą karę? A wszystko było prawdziwem, wszystko było pewnem, niezawodnem!
Kiedy boleść przechodzi siły, człowiek szuka instynktownie w powątpiewaniu ulgi chwilowej na cierpienia nieznośne; myśli się wówczas:, A może ja się mylę, może nieszczęście moje nie est takiem, jakiem mi się wydaje, może ten nadmiar boleści jest bez przyczyny. I aby zyskać na czasie używa tej niepewności na to, by nabyć świadomość dokładniejszą rzeczywistości. Ale ja nie powątpiewałem ani na jedną chwilę, ani na jedną chwilę nie byłem w niepewności.
Niepodobieństwem jest dla mnie wytłomaczyć to zjawisko, które odbyło się w mej świadomości, obdarzonej niezwykłą teraz jasnością. Wydawało się, że własnowolnie wszystkie poszlaki niedostrzeżone, które miały jakikolwiek związek z tą rzeczą ohydną, podporządkowały się, aby utworzyć pojęcie dokładne, logiczne, zupełne, konsekwentne, stanowcze, nieodparte; a teraz pojęcie to występowało nagle, wynurzyło się z głębin mej świadomości z szybkością kawałka korka, co nie będąc już powstrzymywany ukrytemi