Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny, niezdolny powstrzymać dreszcz fizyczny, który mną wstrząsał. Ale odgłos kroków, które posłyszałem na korytarzu, znaglił mnie do stanowczego wejścia.
Miss Edyta wychodziła z alkowy na palcach. Dała mi znak, żeby nie robić hałasu i rzekła mi cicho;
— Uśnie zaraz.
I wyszła, zamykając za sobą drzwi ostrożnie.
Lampa świeciła się, zawieszona na środku sklepienia, światłem spokojnem i równem. Na krześle leżał płaszcz amarantowy; na drugim krześle gorset z czarnego atłasu, ten gorset, który w willi Bzów, podczas krótkiej mojej nieobecności, zdjęła z siebie; na innem znów krześle suknia szara, którą nosiła z taką dystynkcyą w lesie bzów kwitnących. Widok tych przedmiotów wzburzył mnie tak silnie, że ponownie zdjęła mnie ochota uciec ztąd. Skierowałem się jednak do alkowy i odsłoniłem firanki; zobaczyłem łóżko, zobaczyłem na poduszkach ciemną plamę jej włosów, ale nie dojrzałem twarzy; widziałem kontury ciała owiniętego w kołdrę. Przed umysłem moim stanęła prawda brutalna w swej najnieszlachetniejszej rzeczywistości. „Posiadał ją już inny; nosi w swem łonie nasienie innego“. I cały szereg ohydnych obrazów fizycznych przesunął mi się przed oczyma, których nie miałem władzy zamknąć, A nie były to wyłącznie obrazy faktu dokonanego, ale obrazy tych rzeczy, które musiały mieć miejsce ko-