Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, to prawda.
— W takich razach nigdy nie można być dość ostrożnym. Trzeba, żebyś niezwłocznie napisał do doktora Vebesti.
— Tak, niezwłocznie.
A czując, że dłużej nie zdołam już zapanować nad sobą, powstałem, dodając:
— Idę do niej.
— Idź; ale dzisiejszego wieczora daj jej odpocząć. Ja zejdę na dół a potem przyjdę napowrót do niej.
— Dziękuję ci, mateczko.
I dotknąłem czoła jej ustami.
— Drogi synu! — szepnęła odchodząc.
Zatrzymałem się na progu drzwi przeciwległych, odwróciłem się, zobaczyłem, jak się oddala ta droga postać, wyprostowana jeszcze, tak szlachetnie wytworna w prostej swej czarnej sukni.
I doznałem nieopisanego wrażenia, podobnego niezawodnie do tego, jakiegobym doznał, gdyby dom ten cały rozsypał się nagle w gruzy, zwalony gromem. We mnie, dokoła mnie wszystko waliło się, rozsypywało, zapadało w przepaść niepowstrzymanie.