Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
X.

— Zdaje mi się, że posłyszałam dzwoneczki zaprzęgu — ozwała się Juliana, powstając. — To Fryderyk powraca.
Wytężyliśmy ucho oboje. Musiała pomylić się widocznie.
— Czyż to nie czas jeszcze? — spytała.
— Tak, już blisko szósta.
— O! mój Boże!
Nasłuchiwaliśmy przez chwilę jeszcze. Ale żaden odgłos nie zwiastował zbliżania się powozu.
— Lepiej jednak byłoby, żebyś poszedł zobaczyć, Tullio.
Wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach. Chwiałem się nieco; obłok przysłaniał mi oczy; zdawało mi się, że mgła jakaś unosiła się z mego mózgu. Przez małą furtkę obok bramy głównej w opasującym willę murze przywołałem Kaliksta, którego mieszkanie znajdowało się w pobliżu. Rozpytałem go. Nigdzie nie było widać jeszcze powozu.
Staruszek rad był zatrzymać mnie na pogawędkę.