Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patrzała na mnie nieruchomie, nic nie odpowiadając.
— Czy ty wyobrażasz sobie pierwszy wieczór w willi Bzów? Wyjść, przechadzać się aż do zmroku, widzieć zdała światło w oknach! O! ty rozumiesz mnie dobrze... Te światła, co się zapalają w jakimś domu po raz pierwszy, pierwszego wieczora! Wyobrażasz to sobie? Do tej chwili tylko przywodziłaś sobie na myśl wspomnienia i same wspomnienia. A przecież, widzisz: wszystkie twoje wspomnienia nie warte są dla mnie jednej minuty dnia dzisiejszego, nie będą warte jednej minuty jutra. Miałażbyś wątpić mole o czekającem nas szczęściu? Nigdy, Juliano, nie kochałem cię tak bardzo, jak cię kocham w tej chwili; nigdy, nigdy, czy słyszysz? nigdy nie należałem tak doskonale, tak zupełnie do ciebie, nigdy nie byłem tak absolutnie twoim, jak teraz... Opowiem ci, opowiem wszystko, po kolei dzień każdy, abyś poznała, jakie sprawiasz cuda. Po tylu rzeczach szkaradnych, po tylu brudach okropnych, któżby się spodziewał czegoś podobnego? Opowiem ci... Bywały chwile, w których wydawało mi się, że powróciłem do pierwszych czasów dojrzałości młodzieńczej. Czułem się również czystym jak wówczas, dobrym, tkliwym, prostym. Nie pamiętałem nic już zgoła z tego, co minęło, zapomniałem o wszystkiem. Wszystkie myśli moje odnosiły się do ciebie, do ciebie tylko wyłącznie; wszystkie wzruszenia mo-