Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej twarzy, bo odpowiedziała mi spiesznie z wyrazem pomieszania;
— Nie, nie, Tullo. Nie przerażaj się. Widzisz przecie, że to nie... To zwykłe boleści... Wiesz przecie, że ja miewam takie napady... napady, które szybko przechodzą... uspokój się.
Ja jednak, przejęty okropnem podejrzeniem, nie mogłem uwierzyć jej słowom. Zdawało mi się, że dokoła wszystko jest mi świadectwem tragicznego wypadku i że głos wewnętrzny go potwierdzał. „To przez ciebie, przez ciebie chciała ona, chciała umrzeć; to ty ją pchnąłeś w grób“. Wziąłem ją za ręce i czułem, że były zimne i dojrzałem kroplę potu spływającą po jej czole.
— Nie, nie, — zawołałem — ty mnie zwodzisz tylko. Przez litość, Juliano, najdroższa moja, mów mów! Powiedz mi, więc aż..? O! przez litość, powiedz mi, tyś... wypiła?
I przerażone oczy moje szukały dokoła po meblach, na dywanie, wszędzie jakiejś wskazówki.
Wówczas zrozumiała. Ponownie rzuciła mi się na piersi tak drżąca, że mi się udzieliło jej drżenie, wymówiła, wargami oparta o moje ramie (nigdy, nigdy nie zapomnę tego akcentu nieokreślonego) rzekła mi:
— Nie, nie, nie, Tullio, nie!
Cóż jest na świecie, co może wyrównać szalonemu, zawrotnemu ruchowi naszego życia wewnętrznego? Pozostaliśmy w tej samej pozie oboje na środku pokoju, milczący; a w ciągu jednej jedy-