Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z umysłu nie otwierałem podczas oględzin willi. Wchodzimy. Słychać w nim ten szum jakiś głuchy, taki sam szum, jaki się słyszy w głębokich załomach niektórych muszli; ale to tylko szmer krwi w mych żyłach. Ona także bezwątpienia słyszy ten szum tak samo — i tak samo u niej jest to szmer krwi, gwałtownie pulsującej w żyłach. Zresztą dokoła cisza; rzekłbyś, że i jaskółki przestały świergotać. Chcę coś mówić a za pierwszem słowem, co mi uwięzło w gardle, ona pada w moje objęcia, niemal omdlała...
Ten obraz mej wyobraźni urastał wciąż, zbogacał się w szczegóły bezustannie, komplikował, dochodził do niesłychanej widoczności. Nie byłem w stanie oprzeć się zupełnej jego wyłączności w mym umyśle. Powiedziałbyś, że budził się we mnie dawny rozpustnik, tak głęboką sprawiało mi przyjemność rozpatrywanie i pieszczenie w myśli tego obrazu rozkoszy. Czystość, którą zachowywałem od kilku tygodni, w to ciepło wiosenne, wywarła także wpływ niemały na odrodzony mój organizm. Proste zjawisko fizyolologiczne zmieniało całkowicie stan mego ducha, nadawało zwrot zupełny moim myślom, czyniło ze mnie całkiem innego człowieka.
Mania i Natalka wyraziły życzenie towarzyszenia nam w tej wycieczce. Juliana miała ochotę przychylić się do ich żądania; ale ja sprzeciwiałem się temu i użyłem całej mej zręczności, wszelkich pochlebstw, byle dopiąć celu.