Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moją żądzę przez nieuniknione obrazy, lęgnące się zwykle z podejrzeń; tę truciznę ukrytą nosiłem w sobie. Dotąd, samej rzeczy, sądziłem, że wzruszenie, co mnie owładnęło, jest głównie i wyłącznie duchowej natury i że w oczekiwaniu wielkiego dnia znajdowałem upodobanie w wyobrażaniu sobie tych rozmów, jakiemi zamierzałem przekonać kobietę, od której pragnąłem otrzymać przebaczenie. Obecnie natomiast, wprost przeciwnie, mniej daleko przedstawiałem sobie tę scenę patetyczną pojednania, jak raczej tę, która miała być jej konsekwencyą bezpośrednią. Przebaczenie równoznacznem było dla mnie z oddaniem się, pocałunek nieśmiały w czoło zamieniał się w tych rojeniach już w pocałunek ust namiętny... I zwolna wyparło to drugie marzenie niepokonanie pierwotne rojenia, jeden obraz wyłączny wykluczył wszelkie inne, owładnął mną, ogarnął całego, nieprzeparty, niezmienny, jasny, dokładny we wszystkich szczegółach. „Będzie to po śniadaniu. Kieliszek „chablis“ wystarczył do podniecenia Juliany, która nieomal nigdy nie pija wina. Z każdą chwilą gorąco się wzmaga w to popołudnie wiosenne; zapach róż, bzu staje się coraz silniejszym, coraz więcej odurzającym; jaskółki przemykają jak strzały z świergotem ogłuszającym. Jesteśmy sami, przejęci oboje drżeniem wewnętrznem nie do zniesienia. I nagle ja jej powiadam; — Czy nie poszłabyś razem ze mną obejrzeć dawny nasz pokój? — Pokój weselny, który