Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VII.

Myśl o wycieczce do willi Bzów zajmowała mnie przez dzień cały i jeszcze dzień następny bez przerwy. Nigdy, zdaje mi się, oczekiwanie na godzinę oznaczoną na pierwszą schadzkę miłosną; nie natchnęłoby mnie podobną niecierpliwością. „Ohydne, wstrętne sny, zwykły skutek halucynacyi“. W ten sposób sądziłem rozpacz moją w tę pełną smutku sobotę, z lekkiem sercem, z zupełnem zapomnieniem wszystkich podejrzeń poprzednich, cały pod wpływem złudzeń upartych, które wracały, gdym je odegnał, odradzały się, kiedym je zburzył.
Niepokój żądz zmysłowych przyczyniał się jeszcze do przyćmienia we mnie, do przytępienia jasnej świadomości. Marzyłem o odzyskaniu napowrót nietylko duszy, ale i ciała Juliany; w tę niecierpliwość moją wchodziła w części także i namiętność fizyczna. Nazwa willi Bzów budziła we mnie wspomnienia rozkoszne, wspomnienia nie owej idylli niewinnej, ale płomiennej namiętności, nie westchnień, ale krzyków rozkoszy. Nie opatrzyłem się, jak sam może zaostrzyłem jeszcze