Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powierzymy ci wykonanie dwu czy trzech prawideł z naszego dziesięciorga przykazań. Pracować będziesz, jak wszyscy inni. No i cóż, Tulio, kiedyż rozpoczniemy nowicyat? Ręce masz zanadto białe. Ech, bo to nie dosyć pokłóć sobie palce pewnemi cierniami...
Mówił wesoło, głosem dźwięcznym a silnym, który budził w każdym, co go słuchał, uczucie ufności i pewności. Mówił o swoich zamiarach dawnych i nowych, odnośnie do pojmowania prawa chrześciańskiego o pracy alimentarnej mówił z powagą myśli i wzruszeniem, miarkowanem tą wesołością żartobliwą, którą osłaniał się zawsze, niby zasłoną skromności przed uwielbieniem i pochwałą swych słuchaczów. W nim wszystko wydawało się prostem, łatwem, wynikającem z siebie. Ten młodzieniec siłą tylko umysłu, który rozświecała dobroć wrodzona, od kilku lat już miał przeczucie tej teorji socyalnej, którą włościanin Tymoteusz Bondarew natchnął Leona Tołstoja. W tych czasach nie znał on zupełnie „Wojny i pokoju“, wielkiej księgi, która zaledwie ukazała się na Zachodzie.
— Oto, jak raz książka dla ciebie — powiedziałem, biorąc tom z kolan Juliany.
— Dobrze, dasz mi ją. Przeczytam ją sobie.
— A tobie, jakże się ona podoba? — spytałem Julianę.
— O! bardzo. Smutną jest i pocieszającą zara-