Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mógłbym dojść do absolutnego oderwania ani mojej, ani jej przeszłości, ponieważ istnienie tego szczęścia specjalnego wyklucza i nikczemność mego życia poprzedniego i ten heroizm niezwalczony, niemal nadludzki, którego obraz znaglał zawsze mego ducha do oddawania jej hołdu, do korzenia się przed nią... Ale czy ty zdajesz sobie sprawę z całego rozmiaru egoizmu i wysokości idealizmu, które wchodzą w te twoje marzenie? Czy wyobrażasz sobie może, żeś zasłużył na tę najwyższą nagrodę, szczęście? Na mocy jakiegoż przywileju miałbyś je otrzymać? A zatem twoje długie zbłąkania miałyby doprowadzić cię nie już do ekspiacji, ale do nagrody?“...
Otrząsnąłem się, aby przerwać te rozmyślania. „Ogółem biorąc, chodzi tu tylko o dawne podejrzenie, wielce nieokreślone jeszcze nawet, zmartwychwstałe przypadkiem. Ten niepokój bezpodstawny a niedorzeczny rozproszy się. Nadaję ciało cieniowi jakiemuś. We dwa, trzy dni po Wielkiejnocy pojedziemy do willi Bzów — a wtedy wiedzieć będę, odczuję niewątpliwie prawdę. Ale ten głęboki i bezprzestanny smutek w jej oczach, czyż on nie podejrzany? Ten wyraz twarzy jakiś błędny, ten rodzaj ciągłego zamyślenia, ciągłej nieobecności myśli przy sprawach życia bieżącego, widocznie ciążące jej między brwiami to znużenie niezmierne, które ujawnia się w niektórych pozach, ten niepokój, którego nie jest w stanie pokryć, ilekroć do niej się przy-