Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak gdybym stracił moją osobowość chwilowo, jak gdybym miał sztuczną. Jakże pełnymi tajemniczości są nerwy ludzkie!
Będę się starał być treściwym. Pewnego wieczora pożegnała się z nami Ginevra. Powiedziała nam, że porzuca służbę, że się czuje niezdrową, że się uda do Tivoli i tam parę tygodni u siostry przepędzi. W chwili pożegnania wszyscy ku niej wyciągali ręce. A ona, śmiejąc się, powtarzała wszystkim:
— Do widzenia, do widzenia!
Do mnie zwróciła się z uśmiechem:
— Jesteśmy zaręczeni, Episcopo. Proszę o tem pamiętać.
Pierwszy to raz dotknąłem się jej wówczas, pierwszy raz spojrzałem jej w oczy z zamiarem wniknienia aż do głębi jej serca. Pozostała jednak dla mnie zagadką.
Następnego wieczora przeszedł prawie cały obiad w ponurem milczeniu. Wszyscy mieli zwarzone miny.
— Ale pomysł Doberti’ego był niezły — odezwał się nagle Wanzer.

Na co kilku stołowników zwróciło się ku mnie i zaczęli drwić ze mnie na nowo.

— 32 —