Przejdź do zawartości

Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skam do siebie moje łokcie, ażeby zwiększyć przestrzeń między mną a moimi sąsiadami.
Jeden ze współbiesiadników wrzeszczy na cały głos:
— Episcopo dostaje kolek!
Drugi:
— Nie, Episcopo się delektuje. Czy nie widzieliście jego twarzy, kiedy mu talerz zmieniała Ginevra?
Próbuję się śmiać. Podnoszę wzrok i spotykam się z oczami Ginevry, które z dwuznacznym wyrazem zwrócone są ku mnie.
Wychodzi z jadalni. Wówczas Filippo Doberti stawia żartobliwy wniosek:
— Moi kochani — mówi — niema innej rady. Jeden z nas musi się z nią ożenić... na rachunek drugich.
Innego jeszcze używa zwrotu. Nazywa całą rzecz i rolę, jaką ci drudzy mają przytem ode grać po imieniu.
— Głosować! Głosować! Małżonek musi być wybrany.
Wanzer ryczy:
— Episcopo!

— Firma Episcopo i sp.!

— 30 —