Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bliczność nie przedstawia dla nich żadnego szczególnego interesu; grają, byle odegrać to, co program im nakazuje, a potem powrócić do domu po razy i pieszczoty. Szczęk kufli, brzęk talerzy, gwar rozmów zagłuszał prawie melodję walca, która z trudnością przebijała się przez ten hałas trywjalny, pełen gminnych wyrażeń, i szczęku grubego szkła i ordynarnego fajansu. Jan wprędce wynalazł sobie towarzystwo. Jakiś ślusarz przysiadł się do nich, wlokąc za sobą żonę, chudą i zawiędłą kobiecinę. Kaśka usunęła się, robiąc jej miejsce, i po krótkiej „polityce“ rozpoczęto rozmowę od debatowania nad ilością wody, dolanej do piwa. Gawędka w ten sposób rozpoczęta, ciągnęła się dalej, zmieniając co chwila tematy.
Menażerja dostarczała wiele materjału do rozmowy, a ten „psia wiara lediżerca“ ciągle był na ustach Jana. Pomimo to wszakże nie zapominał i o Kaśce, która, zjadłszy chleb i wypiwszy piwo, siedziała dość spokojnie, biorąc niewielki udział w rozmowie. Zwracał się ku niej ciągle i wypytywał, czy wygodnie siedzi i ma dość miejsca przy stole. Kazał przynieść kwargli i bułek — i wszystko to postawił przed Kaśką, prosząc, aby sama jadła i częstowała kompanję. Kaśka wzięła jeden tylko kwargiel, choć bardzo lubiła ich ostry zapach, bała się jednak okazać „niepolityczną“. Ślusarz nie pozostał w tyle, kazał dać jedną „kolej“ — i wkrótce cztery kieliszki czystej żytniówki pojawiły się na stole. Spełniono raźno niewielkie miarki, a nawet Kaśka z przyjemnością wychyliła swój kieliszek. Dziwiono się tylko, że te kieliszki prędzejby służyć mogły za naparstki dla jakich szwaczek. Jan chciał raz jeszcze spróbować, bo przysięgał się, że nawet nie czuł, jak mu się wódka przelała przez gardło. Miał język zupełnie suchy, nawet się nie zmoczył od tych kilku kropel. I przywoławszy kelnera, zażądał cztery „pestkówki“.
Teraz towarzystwo zsunęło się bliżej. Zanosiło się na „traktament“ na serjo. Najlepiej wtedy siedzieć blisko siebie, ot, jak dobrzy przyjaciele. Jan przysuwa do siebie Kaśkę, która tuli się do niego w półsennem rozmarzeniu. Nie ma dobrej głowy ta dziewczyna! Zaledwie wypiła jeden kieliszek, a już ma oczy jak szperki. „Pe-