Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po stole, przebierając więcej zgniłe, dla wrzucenia w obok stojący szaflik. Za wejściem pani, Kaśka obtarła ręce, przygotowując się do znanego nam listu, który służył Julji za pretekst do schadzek z kochankiem. Ale Julja nie oddała jej żadnej kartki; stała przed nią z wzrokiem uparcie wlepionym w trochę drobnej monety, która leżała na rogu stołu, świecąc małemi plamkami wśród listków sałaty.
Kaśka, zdziwiona niezmiernie tą niezwykłą wizytą, zbita zupełnie z tropu brakiem zwykłego w takich wypadkach listu, patrzyła wprost w twarz Julji ze zdziwieniem wielkiem; obecność pani w kuchni uważała za rzecz nadzwyczajną, zapowiadającą zwykle nocną wycieczkę, — dziś wszakże stało się coś niezwykłego.
Pani nie oddaje jej listu i nie prosi, aby go wręczyła panu. Musi mieć jakieś inne żądanie... może teraz mówić bez obawy. Odkąd Kaśka zrozumiała, że mężczyzna niezawsze jest „niegodziwcem“ i czasem przyjemnie pogadać i pośmiać się trochę, chętniej wypełnia zlecenia Julji.
I tym razem jest do usług gotową. Zapewne idzie o coś względem tego wysokiego pana, — Kaśka chętnie to załatwi. Zresztą, mieć będzie jeden pretekst więcej do przebiegania przez dziedziniec, a właśnie słyszy głos Jana, który niezmiernie dobitnie „poniewiera“ tapicerkę, co wylała na środku dziedzińca pomyje.
Ale pani nie mówi nic o wysokim panu i nie daje względem niego żadnego polecenia.
Przymykając oczy, oparta o ścianę, przyciszonym głosem opowiada Kaśce, w jaki sposób zwykle inne służące stawały się jej pożyteczne...
Nie jest to przecież kradzież! o nie, wcale; ona sama kradzieżą się brzydzi; ale co pana, to i jej, — co jest własnością męża, to i żony; cóż więc byłoby złego, gdyby Kaśka tę własność, to jest tę „resztę“ z miasta, dzieliła na połowę i jedną z tych połówek oddawała jej samej?
Ona nawet poprzestanie na mniejszej części, bo krzywdy męża nie pragnie, chce tylko oszczędzić sobie przykrości w proszeniu się o drobne, nędzne kwoty.