Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w skrytości ducha przyznać, że jej po każdem takiem uszczypnięciu tak miło, jakby się herbaty z sześcioma kawałkami cukru napiła.
Kaśka raz jeden piła taką herbatę u państwa Lewi wtedy, gdy niańka powróciła z pogrzebu swej matki pijana i, zapewne ze zbytku żałości, nic do ust wziąć nie mogła. Kaśka zabrała wtedy podwójną porcję cukru i przyrządziła sobie herbatę, którą piła po łyżeczce, delektując się nadzwyczajną słodyczą. Teraz doświadczała podobnego uczucia błogości, gdy Jan ją „zaczepiał“. Poddawała się powoli wpływowi mężczyzny, nie rozumując, bliska upadku, a nie przypuszczająca nawet jego możliwości. „Ciągnęło“ ją do Jana, jak do nikogo w życiu, ale o następstwach podobnego „ciągnienia“ nie pomyślała nigdy.
Nie przeszkadza jej to robocie, tylko dziwnie plącze wieczorne zdrowaśki. Gdy uklękła przy łóżku, ani rusz skończyć pacierza nie może. Myśl o Janie i tej niedzieli, którą razem spędzić mają, wplata się bezustannie w zdania pacierza. Gdzież oni pójdą? co robić będą? co ona na siebie włoży? skąd weźmie pieniędzy na krochmal, konieczny do szelestu spódnic?
I wielka rozpacz ogarnia Kaśkę; liczy ile mniej więcej dostanie z należnej miesięcznej pensji. Wzięła guldena zadatku, stłukła wazę, dwie filiżanki, i ze trzy szklanki. Przytem rozsypał się w piwnicy szaflik, za co pan obiecał jej wytrącić siedemdziesiąt centów. Bez kupiony dla pani wynosi trzy centy...
Kaśka bez gniewu myśli teraz o tej gałązce bzu, którą pani, idąc na schadzkę, zatknęła sobie we włosy. Teraz robi się cokolwiek łagodniejszą i pobłażliwszą na podobne błędy. Zapewne — z obrazka Najświętszej Panny nie trzeba poruszać nic z tego, co już tam wetknięte, ale... skoro pani nie miała innego kwiatka, toć i ten od biedy wziąć mogła. Pewnego poranku weszła Julja do kuchni i zastała Kaśkę, wyjmującą z kosza kupione w mieście wiktuały; świeże powietrze i przyśpieszony ruch spędziły na policzki dziewczyny falę zdrowej, świeżej krwi, mieniącej się purpurą pod zgrubiałym naskórkiem. Palce jej przesuwały się z pewną rozkoszą po wilgotnych listkach sałaty, które rozrzucała