Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pokryty drobnym mchem włosów. Ale w równy zachwyt wprowadzał ją głos Jana, wypowiadający wiele uciesznych historji, o których Kaśka dawniej nie miała wyobrażenia.
Było jej wtedy bardzo przyjemnie, a głos ten wpadał do jej ucha łagodnie i przenikał ją dreszczem. Zapominała wtedy o piękności zębów i szerokości pleców Jana; opierała się o ścianę, słuchając jego słów, i najczęściej przymykała oczy, aby go nie widzieć, a słyszeć lepiej.
Chwilami ogarniało ją rozrzewnienie wielkie. Były to zapewne początki rozdrażnienia nerwów, lecz Kaśka, nie znając ustroju nerwowego, ograniczała się na obtarciu łez ścierką, przeznaczoną do czyszczenia naczyń, i na wyszeptaniu do siebie całego szeregu urywanych zdań, wyrażających wielki smutek, który ją „napadał“ teraz częściej niż dawniej. A przecież główna przyczyna jej zmartwień, to jest wrogie usposobienie Jana, zmieniło się zupełnie na korzyść Kaśki. Nie można powiedzieć, aby był i teraz zadziwiająco grzecznym, nie! Jan miał system podbijania kobiet sobie tylko właściwy; chwilami maltretował swe kochanki i dawał im uczuć całą wyższość męskiej przewagi; z Kaśką, jakkolwiek system ten uległ pewnej zmianie ze względu na dziwaczne usposobienie dziewczyny, zawsze jeszcze Jan trzymał się zasad, które chętnie między jedną fajką, a drugą wyrażał mniej więcej w tych słowach:
— Z babą, to jak ze znarowioną miotłą, folgi nie dawaj, a zawsze górę bierz, bo inaczej będzie pół psa, pół kozy. Nasztorcuj się uczciwie, to ci sama w łapę wlezie. To już taka psia krew zwykła.
„Sztorcował“ się też do Kaśki, zaczepiał ją, gdy szła przez dziedziniec, wołając, aby uważała, bo mu bramę sobą rozwali, — ale ona uśmiechała się łagodnie, bo zrozumiała, że owe zaczepki stanowią właśnie wstęp do zalotów.
Czasami Jan nie odezwie się do Kaśki, tylko przechodzącą zatrzyma i uszczypnie w łokieć niezbyt silnie, ot — po prostu dla żartu. Na każdego innego mężczyznę Kaśka gniewałaby się z pewnością, ale Janowi widocznie dużo wolno; bo choć się Kaśka trochę dąsa, to musi