w duszy tego dziecka dla tych, którym służy. W sztuce swej umieściłeś Pan właśnie taki kwiat dziecinny, więdnący w atmosferze knajpy i równocześnie przeciwstawiłeś mu tragiczną postać subjekta, wybierającego się ciągle na wieś. — Te dwie postaci stanowią już same przez się prawdziwie piękno dzieła Pana. — Co głównie ujmuje w całej sztuce, to owa prawda tła, to umiejętne ugrupowanie smutnych i bolesnych szczegółów, wśród których się rozgrywa los całej rodziny. „Assomoir” Zoli, który jest trzymany mniej więcej w tym tonie dramatycznej roboty, grany był w Paryżu... tysiąc razy z rzędu. — „Knajpa“ Pana w teatrze nie powinna schodzić z repertuaru. Teatr może zdziałać wiele Uzewnętrznianie pewnych objawów życia — skoncentrowanie w jednym wieczorze szeregu faktów lub kilkunastu — działa silnie i dodatnio na masy — Tragiczność wieje z Pana sztuki, tragiczność fatalizmu przyczynowego, a więc możliwego do odwrócenia. I w tem widzę dużą moralność dzieła Pana. — Nie zostawia wizji beznadziejnej — przeciwnie, dozwala wierzyć w to, że tak być nie powinno i być nie może. — Kobiety zwłaszcza powinny być Panu wdzięczne. — Z wielką odwaga odsłoniłeś pan prawdę i poruszyłeś prawdziwą ranę naszego społeczeństwa. — Napozór rana to nic nieznacząca i przesada zda się nazywać pociąg do knajpy „raną“ — Ale zastanówmy się tylko, co te knajpa pociąga za sobą. Pomińmy szczerbę w budżecie, choć to jest może najboleśniejsza strona tej sprawy. Budżet bowiem w niezamożnej rodzinie, to podstawa domowego spokoju, stopień kultury umysłowej dzieci, równowaga w wzajemnem przywiązaniu całej rodziny. Lecz — oto — mąż i ojciec, który w knajpie wypowiedział się cały przy kuflu piwa, który zwierzył się ze wszystkiem swoim towarzyszom, powraca do domu i zasiada do wspólnego stołu zły, kwaśny, milczący. Nie ma już mówić o czem, bo tam — w knajpie — interesował się już dosyć zewnętrznie i odkrył to, co miał w głębi swej duszy. — Pod wpływem podniecającym alkoholu, gwaru, towarzystwa — czuł się ożywiony, pełen energji i sił ży-
Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/325
Wygląd