Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wotnych. — Dom wydaje mu się smutny, ciemny i samotny. — Przestaje rozumieć swoich i interesować się nimi. Tu panuje inna atmosfera, tu niema śmiechu i lekceważenia jutra. Jakieś poczucie obowiązku krąży dokoła. Przygnębienie ogarnia go całego. Pragnie wyspać się, a gdy zabłyśnie gaz na ulicach, przypomnienie gazu w knajpie kołacze do jego duszy. I już go niema — chwyta palto — od progu rzuca: „Ja zaraz wrócę“ — i oto tragiczna sylwetka sunie wzdłuż murów kamienic w kierunku, gdzie z jasno oświetlonych drzwi wybuchają kłęby pary i nieokreślonego gwaru. Idzie, jakby zahipnotyzowany, gnany konieczną potrzebą zobaczenia bufetu — marmurowego stolika i pogrążenia osłupiałego wzroku w bombę „z kołnierzem“, którą ironiczny „piccolo“ postawi przed nim, szastając wykrzywionemi i zbyt wielkiemi butami. I powoli zaczynają się ciągnąć do knajpy — całe serje mężczyzn samotnych lub żonatych. — Jedni twierdzą, że dlatego przychodzą, bo nie są żonaci, inni zaś dlatego właśnie, iż są żonaci... Kto prawdę odgadnie? — Piwo leje się strumieniami, a z niem ostatni nieraz cent, a z niem całe potoki pustych, czczych frazesów, rzucanych bezmyślnie — dla zabicia czasu, dla wypełnienia przestrzeni. Czasem wybucha kłótnia, czasem słychać odgłos policzka. I — ot człowiek, zbezczeszczony często w chwili nieprzytomnego uniesienia, wywołanego kongestją krwi od wypitego alkoholu i zatrutego powietrza. Wymiana zdań, poszukiwania sekundantów, a rezultat, jeśli nie fatalny, to znów nowa orgia w knajpie i pochłonięcie grosza. — Najczęściej jednak — przetrawienie nocy na bezmyślnem wchłanianiu w siebie trunków i wleczenie się strasznie melancholijne po pustych ulicach uśpionego miasta. — „Chodźmy jeszcze na bombę“ — a dalej: „chodźmy na czarną kawę“. I tak sunie tragiczna karawana wzdłuż ulic, a wpół otwarte drzwi knajp czyhają na swych smutnych gości. Tymczasem pod lampami, pomiędzy łóżeczkami dzieci, czuwają żony, dręcząc się widmem przyszłości i tem, co będzie jutro. Myśl ich biegnie w ślad za temi czarnemi cieniami, co wzdłuż domów w szarudze