Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
„Noc w Belwederze“, Staszczyka.

Taka wielka rocznica — a taka pustka w teatrze i taka pustka w programie wieczoru!
Dla pozbycia się, rzucony odniechcenia szkic, z całą dobrą wiarą i chęcią napisany, lecz drobny i nic nie znaczący. I drobiazg ten ma „uczcić rocznicę listopadową“, jak zapowiadał afisz! Publiczność nie przyszła — bo „Halka“ jest bezwarunkowo swojską i naszą muzyką... ale nie czci niczem pamięci tej wielkiej chwili, która łuną pożarną roznieciła płomienie po całym kraju, która, jak powiew ognistych skrzydeł Cheruba, rozniosła daleko ten krzyk: „do broni!“, którym kiedyś Wysocki porwał szkołę podchorążych do dzieła.
A przecież łatwo było panu Pawlikowskiemu napełnić teatr. Czy nie ma „Dziadów“? czy nie ma „Warszawianki“ Wyspiańskiego, czy nie ma tej potężnej tragedii, jaką jest „Lelewel“ Wyspiańskiego? Przedstawienie takie podniosłe, wielkie, dane po cenach zniżonych — dlatego, aby z niego skorzystała i młodzież ucząca się i szerokie warstwy — te, które najwięcej czują, kochają i myślą — usprawiedliłoby cel teatru, który naród „sobie“ wystawił. Rocznice takie nie codzień się zdarzają, jest ich kilka zaledwie. Dni te mogłyby wreszcie otworzyć podwoje teatru dla tych biedniejszych, dla tych, co nie pragną ani złoceń, ani nimf, ani zapalonego kosza, bo suknie ich biedne nie potrzebują blasku.