Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

On to jest! On nie umiera!
Ciche upiory wstają, ku niebu,
co milczy w pełni swych światów.
A milczenie to — czeka.
Od jakich wód duch zawiał na nowo.
i tu poruszył bezkrewne pustki?

Wody przycichły.
Cóż to za szum przemożny skrzydeł?
Cóż to za piór pobłyskiwanie?
To słońca odzwierciedlenie.
Coż to za cud złocisty,
Piękniejszy niż wszystkie płomienie?
To hymn zmartwychwstań, królu Lemuelu

Słyszę feniksów śpiew
I upojenie się zlewa
w pierś mą jak fala niebiańska
Czuję w sobie mego Boga.

Słyszę feniksów śpiew,
śpiew co ma mirry zapachy
i poryw zaprawny goryczą.
Czuję w sobie mego Boga.

Wszystek popiół jest nasieniem,
każda odróśl nowym kiełkiem,
cała pustka nową wiosną.
Czuję w sobie mego Boga.

W całym lesie palmy odrosły.
Cały las się rozrósł pod niebo,