Strona:Gabriele d’Annunzio - Notturno.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żbyt niewoli swej i okowów.
Czuję w sobie mego Boga.

Na wierzchołkach palm Idumejskich[1]
Nie ugiąwszy ni jednej gałązki,
Odrodzone śpiewają feniksy.
Czuję w sobie mego Boga.

Wy feniksy całopaleń,
ja zataję blask waszej purpury
i nieznane gwiazd blaski u hełmów.
W sobie kryję mego Boga.

Wy feniksy całopaleń,
ja nie zdradzę słów, co ślubują
i co śpiew zaczynają i kończą.
Służę w sobie memu Bogu.


Senność pierwszego kwietnia. Deszcz o pułudniu popada na liście-ustaje.
Drzymka moja zestraja mię z ogrodem, którego nie widzę.
Czuję, że morze jest w przypływie i że zalewa wybrzeże.
Śpiew ptaków oddźwięcza w mojej klatce piersiowej, jakby melodya uciszonym duchów.
Boska pauza. Drzymka ta podobna do upojenia, cicha, niezamącona, jak strumyk na równinie.

Nie czuwa nademną Sirenetta, ale siostra Acqua, osoba, jak w pieśni nad pieśniami „pretiosa et casta“.

  1. Herodes, król Judei, za którego czasów narodził się Chrystus, był Idumejczykiem, a nie żydem. Palmy idumejskie są tu aluzyą do zmartwychwstania.