Strona:Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na widok tych wzgardzonych, zapomnianych, albo odrzuconych przesyłek. Miał dla nich sympatję, która z czasem wzrastała i przechodziła w objawy czynne. I tak — zdmuchiwał z nich pył, przeznaczył dla nich osobną przedziałkę w szafce i pielęgnował je, jakby grabarz, dobrem obdarzony sercem, pielęgnował opuszczone mogiłki. Nagle — po latach dwóch — ktoś upomniał się o taki zapomniany list. Była to niemłoda kobieta w żałobie. Pan Winklewski doznał nagle uczucia żalu. Przyzwyczaił się uważać te listy niejako za swoją własność. Zżył się z niemi. Witał się co rano — żegnał wieczorem. I jeden z tych «zapomnianych» odszedł od niego po to, aby zostać otwartym — zdradzić wreszcie swą tajemnicę, przemówić po tak długiem milczeniu...
Pan Winklewski dnia tego był szczerze zmartwionym i poszedł spać, nie przeczytawszy «Dziennika Lwowskiego». Zdawało mu się, że zawiódł go jakiś przyjaciel wierny i szczery. Gdy nazajutrz powrócił do swej klatki, nie spojrzał nawet do przegródki «zapomnianych». Okazali się dla niego niewdzięczni ci jego «przyjaciele». Wolał nie zajmować się dłużej niemi.