Strona:Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chać. Oparł głowę o framugę okna i cieszył się, jak dziecko.
Nazajutrz rano pan Winklewski, oddając na poczcie list wprost do ostemplowania, doznał znów uczucia, jakby gwałtem ktoś go popychał w strugę zimnej wody. Egzaltacja wieczorna znikła — natomiast ogarnął go lęk i trwoga. Przytem zdawało mu się, że ona już nie przyjdzie wcale, że ten list «poste-restante» pierwszy w jego życiu pozostanie w przegródce zapomnianych i będzie powoli nabierał na siebie warstwy szarawego, mogilnego pyłu.
Lecz ona przyszła i znów zapytała cichym, niepewnym głosem:
— Czy niema dla mnie listu?
Pan Winklewski przez tę minutę jedną przeżył wieki całe. Wyciągnął jednak rękę, wyjął list z pułki i położył go na deseczce. Odwrócił się szybko i nie patrzył na młodą kobietę. W tej chwili radby wyrwać z jej rąk kopertę, lecz ona już dobywała ćwiarteczki papieru i powolnym krokiem zmierzała ku wyjściu.
Zatrzymała się jednak w połowie drogi i stała, czytając coraz uważniej, pomimo, że wchodzący i wychodzący potrącali ją ciągle. Pan Winklewski odważył się spojrzeć na nią i widział jak ona teraz odwracała arkusiki, szukając podpisu. Serce zabiło mu jeszcze gwałtowniej. Wszakże on podpisał się imieniem i nazwiskiem, jak człowiek uczciwy i kochający prawdziwie. W toku listu mówił kim jest, jakie zajmuje stanowisko i w jaki sposób uczucie jego powstało. Nie przypuszczał jednak nigdy, że ona czytać będzie ten list o kilka kroków od niego, w jego obecności.