Strona:Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

fijołkami na rondzie kapelusza, odstąpił kilka kroków i udawał, że szuka czegoś na pułce.
— Czy jest list do mnie? — posłyszał ciche zapytanie.
Szybko odwrócił się i już żądany list trzymał w ręku.
— Proszę pani!
Ona odsunęła fijołki i brzeg koperty ujęła w długie swe wązkie palce.
Poczem gotowała się do odejścia, a jego ogarnęła rozpacz, że ona nie widzi, czy nie chce widzieć kwiatów.
— Pani... zostawiła... fijołki... — wyrzekł zdławionym głosem, dziwiąc się swojej śmiałości.
Lecz ona cała zajęta rozrywaniem koperty i wydobywaniem listu, nie spojrzała nawet ani na niego, ani na kwiaty.
— To nie moje! — wyrzekła i, odwróciwszy się, szła ku drzwiom, pogrążona już w czytaniu listu, który drżał w jej ręku.
W tej chwili pan Winklewski czuł, że znienawidził nietylko owe listy na grubym angielskim papierze, ale i tego, który te listy przesyłał.


∗                    ∗

Nastąpiła teraz dla pana Winklewskiego chwila udręczenia, którego przedtem nie znał, i które stawało się dla niego wprost ciężkiem do zniesienia.
Obecnie już nietylko sama postać kobiety dręczyła jego wyobraźnię, ale obok niej zjawiał się natychmiast jakiś cień