Strona:Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ZOFJA M.
SZKIC
3)PRZEZ3)
Gabrjelę Zapolską.

W sercu pana Winklewskiego nie było jednak teraz jeszcze ciekawości dla tego drugiego, który pisał listy na pięknym angielskim papierze i przylepiał markę trochę ukośnie na środku koperty.
Jeszcze jego myśl cała koncentrowała się około osoby samej kobiety i rozkoszowała się budzącem uczuciem ciekawości, rozdrabniającem się w tysiącach domysłów i przypuszczeń. Biedna była — to było widoczne.
Ubrana była zawsze jednakowo, pomimo upałów, w żakieciku i bez parasolki. Rękawiczki miała zniszczone i pozaszywane pracowicie, a szwy zaczernione atramentem. Pan Winklewski zauważył to, gdy wyciągnęła rękę po list i, pomimo że ją cofnęła szybko, dostrzegł wytarte i zniszczone odzienie jej ręki. Nie był obserwatorem, był jednak sam biednym i odgadywał przeczuciem biedaka drugą nędzę, pracowicie zwalczaną i ukrywaną przed ludzkiemi oczyma.
I dlatego ta kobieta stała mu się podwójnie teraz drogą.
Była biedną, pracowała na chleb może bardzo ciężko — prawdopodobnie była nauczycielką muzyki — a może sama brała jeszcze lekcje... Słowem, grała na fortepianie, a dla pana Winklewskiego to był dowód wysokiego wykształcenia. Była więc wykształcona i z dobrej familji, bo, według pojęć c.-k. urzędnika, jedynie dobra familja może dać wysokie wykształcenie młodej dziewczynie.
Nie była krakowianką, widocznie przyjechała czasowo, bo miała ciągle wygląd podróżnego ptaka.