Strona:Gabriela Zapolska - Zofja M.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Był więc tam ten ktoś, ten drugi, ten jej własny i którego ona była także własnością.
Własnością!
Pan Winklewski przymknął oczy i przez przymrużone źrenice patrzył na liljowe dzwonki sasanek. Były świeże, młode i miały w sobie urok niewinnych oczów podlotka.
Zofja M. miała ciemne i niewyraźnego koloru oczy, a jednak te liljowe kwiaty, moknące w nadtłuczonej szklance, obok paczki tytoniu, i scyzoryka, przywodziły na pamięć jej spojrzenie i słodkie słowo:
— Dziękuję!

DCN