Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

są ludzie, dla których praca nie jest rzeczą, budzącą wstręt i niesmak, lecz przeciwnie, szacunek i poważanie. Potrzebowałam kilku słów serdecznej zachęty. Pan mi ich nie szczędziłeś... i wierz mi, nie rzuciłeś ziarna na niewdzięczną glebę. Postaram się pracą zapełnić moje staropanieństwo, na jakie jestem skazana. Dzięki tobie nie czuję pustki w życiu i kto wie, może jeszcze będę szczęśliwą.
— A ja mam pewność, że szczęście razem ze spokojem i wewnętrznem zadowoleniem powróci — odparłem, ściskając jej ręce; — w długich naszych rozmowach odsłoniłaś mi nieraz głębię swej duszy; czyniłaś to bezwiednie, a przecież jak dobrze postąpiłaś! Poznawszy twą rzeczywistą wartość, uczułem, że nie spocznę spokojnie, dopóki cię nie wyrwę z tego otoczenia, w którem nękano cię, dręczono i dumę twą rwano na strzępki...
— O! To się już stało! — zawołała — ci ludzie dla mnie nie istnieją. Szłam do nich z ufnością i przyjaźnią, a oni zatruli mi najpiękniejsze chwile życia. Wiem, że ciężką walkę stoczyć będę musiała z matką moją i nawet nie wiem, jak zacząć... Byłam zwykle uległą i zachowywałam się prawie biernie... Teraz potrzebuję wiele sił do oporu i lękam się, czy jestem dostatecznie do walki tej przysposobioną.