Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Masz pan słuszność! Czuję to! Ja sama nie pragnę i nie chcę bywać w tak zwanym „świecie.“ Jakże często, po nocy spędzonej bezsennie, byłam zmuszoną przyrządzać sobie stroje balowe i znów noc całą siedzieć, wyczekując napróżno dansera. O! te długie godziny, jakie spędzałam, siedząc na krzesełku obok matki, wydawały mi się piekielną męczarnią. Gdy wreszcie ktoś zlitował się nad mem opuszczeniem i wziął mnie do tańca, czułam dokoła siebie szydercze spojrzenia, słyszałam śmiechy, żarty i konałam z bólu i wstydu, nie mogąc nakazać tym ludziom milczenia. „Znak zapytania!“ — „znak zapytania!“ — mówiła z wzrastającą goryczą — rzeczywiście jestem „znakiem zapytania“ w tem towarzystwie ludzi bogatych, strojnych, wesołych, ja, biedna, brzydka i z wiecznym smutkiem, wypiętnowanym na twarzy.
Zatrzymała się chwilkę, jakby dla nabrania oddechu.
— Pan nie wiesz jeszcze wszystkiego — ciągnęła dalej z gorączkowym niepokojem, — do jakiego stopnia okrucieństwa posunęli się ci ludzie... Jesteś pan mym przyjacielem, bratem prawie. Przed nikim tak otwarcie nie odsłaniałam tajników mej duszy... Zresztą, jeśli nie ja sama, to opowie ci moją przygo-