Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powoli, jak osoba zmęczona długą i forsowną pracą, i wyciągnęła drżące od znużenia dłonie. Było coś w tym ruchu z poruszenia wyrobnicy, która wydobywa się z kopalni na świat boży i rozprostowuje skurczone członki. Pudełko stało tuż obok mnie, zamknięte, zagadkowe. Nie wierzyłem w prezenta, z takim pośpiechem wykończane na ołtarz — radbym był dowiedzieć się prawdy.
Prawdę powiedzieć mi mogła tylko ta dziewczyna, która brzydziła się fałszem i odsłaniała przedemną nędzę swoją z okrutną niemal szczerością.
Wskazałem więc pudełko i, patrząc jej prosto w oczy, zapytałem:
— Powiedz mi pani, co to jest?
— To... nasz jutrzejszy obiad — odpowiedziała z prostotą, ale z pewnem drżeniem w głosie.
Nie chciała przedemną skłamać i wolała odrazu odkryć mi wszystko. Czułem jednak, że słowa te sprawiły jej pewien rodzaj przykrości i lekkiego upokorzenia.
Ta rozsądna dziewczyna miała jeszcze w sobie jakiś cień fałszywej dumy, który zapewne niezbyt głęboko tkwił w tej niepospolitej duszy.
Postanowiłem chwast ten wyrwać i wyplenić.