Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przychodzi to czasem na mnie niespodziewanie — tłumaczyła się, jakby chcąc się usprawiedliwić — i to najczęściej bez powodu...
Nie umiała kłamać, czułem to w jej głosie — ale szanowałem powód, dla którego ta istota, tak brzydząca się fałszem, mijała się z prawdą w tej chwili.
Musiał to być powód ważny, sięgający aż do dna jej duszy i mający tam bolesną, może niezagojoną jeszcze bliznę.
Milczałem, nie chcąc powiększać jej zakłopotania.
Ona ciągle odwracała głowę w stronę, w którą pobiegł Stanio ze swą narzeczoną, i dopiero po długiej chwili otrząsnęła się z tego zapatrzenia.
— Chodźmy już — wyrzekła, — zimno mi.
Drżała cała i była bardzo smutna i zgnębiona. Gdy przybyliśmy do miejsca, gdzie siedziała stara hrabina, skulona i drżąca w swem lekkiem okryciu, Władzia owinęła się rotundą i spojrzała błagalnie na matkę.
— Wracajmy do domu! — wyrzekła — dziś mróz nadto wielki.
Ale hrabina Skierka była prawdziwie bohaterką. Zsiniała od zimna, oświadczyła, że „aura jest prześliczną“ i jej poprostu gorąco,