Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przeciw znajdujących się osób. Kobiety po raz pierwszy jedna drugiej pożyczały blasków i nie skąpiły ich sobie.
Nagle Władzia zatrzymała się tuż przy ławce i, przyklęknąwszy na niej, pociągnęła mnie koło siebie.
— Powiedz mi pan — zapytała, — co pan myślisz o mnie?... Sądzisz mnie istotą szaloną, pozbawioną taktu i zasad dobrego wychowania. Znamy się tak krótko, a tyle już pomiędzy nami zaszło!... Prawdziwie lękam się nawet pomyśleć o tem, czem się być panu wydaję!...
— Najmilszą i najotwartszą kobietą pod słońcem — odrzekłem z całem przeświadczeniem; — pragnąłbym, aby ta, która stać się ma żoną moją, była równie zajmującą w swej prostocie, równie ujmującą w swej szczerości, jak pani jesteś. Słowem pragnę, aby była do pani podobną!...
— Och! Na miłość boską! Tylko nie powierzchownie! — zawołała wesoło. — Przykrą bowiem rzeczą byłoby dla pana mieć żonę, którąby nazywali „znakiem zapytania“...
Powstała z ławki i gotowała się do dalszego biegu, gdy w tem jakaś para czerwonych latarek oderwała się od tłumu i skierowała ku nam.