Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nazwij pan mój postępek, jak chcesz... dziwactwem, ekscentrycznością, brakiem wychowania i taktu, ale odejdź pan odemnie, pozostaw mnie samą! Samą jedną!
Uczułem, że przychodzi chwila położenia tamy tej dziwnej sytuacji.
— Panno Władysławo — wyrzekłem poważnie. — Zbliżyłem się do ciebie wczoraj, bo wyczytałem odrazu w twych oczach jakąś tajoną boleść i cierpienie... Dwoma słowami uspokoję twe słuszne obawy, gdyż widzę, że sytuacja twoja, jako ubogiej panny na wydaniu, jest w tym hałaśliwym światku nie do pozazdroszczenia... Jestem zaręczony!...
Szybko, jak błyskawica, zwróciła się Władzia w moją stronę.
— O! Co za szczęście! — zawołała radośnie — więc pan nie myślisz zacząć się starać o moją rękę?
— Rączkę pani uwielbiam, jako arcydzieło natury — odparłem, — ale posiąść ją na wieki nie miałem nigdy zamiaru...
— Kamień mi pan z serca zdejmujesz! — wyrzekła, oddychając ciężko. Obawiałam się, że znów... ale co tam! Skoro tak nie jest, wracam panu mój szacunek i pierwsza podaję rękę do zgody. Daruj pan moje szorstkie słowa i bądź mym przyjacielem!