Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Starałem się naprowadzić rozmowę na dawne tory, lecz nie udawało mi się to już więcej.
Panna Władysława odpowiadała monosylabami, głosem cichym, lękliwym, nie odrywając oczów od talerzyka, na którym, widocznie dla „formy“, położyła jednę mandarynkę.
Widocznie, że słowa Elzi, przypominające „habanerę“ i jakiegoś Stania, sprawiły jej przykrość wielką i sprowadziły z nieba na ziemię.
Po kolacji tańczono jeszcze walca. Poprostu par depit podszedłem znów do „znaku zapytania“, prosząc o przetańczenie jednego tour’a. Posłuszna wzrokowi matki, która promieniała radością, wstała i podała mi sztywną rękę, Gdy byliśmy na przeciwległym końcu sali, zatrzymała się nagle i, spoglądając mi błagalnie w oczy, wyrzekła:
— Zrób mi pan jednę łaskę: Nie proś mnie więcej do tańca. Raptowna migrena dokucza mi bardzo, a..... nie chcę martwić mamy wiadomością o mej chorobie. Musiałabym tańczyć, a to mi sprawia wielką.... wielką przykrość.
W odpowiedzi skłoniłem się nisko i chciałem odprowadzić ją na miejsce. Ale ona szyb-