Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z Leonem i kilkoma panienkami. Wynikiem tych narad były te słowa:
— Władziu! przypomnij sobie habanerę z „Carmen“; jutro przyjeżdża Stanio, będziesz mu mogła znów śpiewać!
Oczy wszystkich bliżej nas siedzących sób zwróciły się na moją sąsiadkę.
Ona pod wpływem słów Elzi pobladła jeszcze więcej i cofnęła się nagle, jakby na widok jadowitej żmii.
Głos jej, tak wesoło dźwięczący przed chwilą, zamarł w połowie zdania, a powieki opadły na źrenice i przykryły je prawie zupełnie.
Na długich rzęsach zamigotało coś dziwnym blaskiem. Były to dwie łzy, duże, prawdziwe łzy....
Takie łzy w oczach młodej panny, na balu, podczas kolacji, nie pojawiają się bez przyczyny.
Miałem wielki żal do Elzi za złośliwość, której używała z cała samowiedzą złego, bo tryumfująca minka, z jaką przypatrywała się przygnębionej Władzi, świadczyła o tem dostatecznie.
Uznałem za stosowne udawać, iż nic nie dostrzegłem z tego panieńskiego dramaciku, jaki rozegrał się po za tym stołem, pokrytym szczątkami świeżo spożytej kolacji.