Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyrządzisz krzywdę sobie, a przedewszystkiem swym bliźnim. Oczy pani są tak niezwykle piękne...
Urwałem nagle, czując całą banalność tych słów. Zły byłem na siebie, a gniew ten powiększył się jeszcze pod wpływem postępowania mej tancerki.
Spochmurniała nagle, brwi jej zsunęły się, a ręce zaciskały kurczowo rękojeść wachlarza. Widocznie słowa moje sprawiły jej przykrość wielką, bo nerwowy, bolesny uśmiech wykrzywił chwilowo jej usta.
W uśmiechu tym było całe morze goryczy, goryczy, jaką odczuwa kobieta, obdarzona niepospolitym umysłem i piękną stroną duchową, wobec zwykłych, trywialnych komplimentów, jakiemi przyzwyczailiśmy się obdarzać salonowe gąski, spowite w gazy, tarlatany i całe sztuczki atłasowych wstążek.
Chciałem poprawić swą opinię w oczach tej dziewczyny. Była tak niepodobną do salonowych manekinów, jakie nas otaczały a które noszą nazwy „panien na wydaniu“ — że pragnąłem szczerze, aby nie miała o mnie zbyt złego wyobrażenia.
Milczałem chwilę, nie wiedząc, z jakiego punktu rozpocząć rozmowę, mimowoli błądząc oczami po szczegółach jej toalety; wzrok