Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

manji, na którą cierpią inne kobiety w moim wieku. Ach! złudzenie, kłamstwa!... jakież to smutne i przykre. To poprostu ból sprawia.
Zrozumiałem ją doskonale; mówiąc w ten sposób, chciała mi dać poznać, że nie solidaryzuje się z matką w tej całej wystawie blagierskiej, jaką koło niej urządzano.
— Cieszy mnie — zawołałem, — że i pani nie znosisz blichtru, kłamstwa, blagi. Poznałem odrazu, że pani musisz być uosobioną szczerością.
— Jakim sposobem?
— Patrząc pani w oczy!
— W moje oczy? I cóż tam w nich jest, na Boga?
— Przedewszystkiem... prawda, a potem, potem... smutek i cierpienie...
Było to trochę za śmiało, jak na pierwszą znajomość; obawiałem się, że ją to rozgniewa.
— Ach, Boże! wyrzekła po chwili — może pan odgadłeś po części. A zresztą, sprawię sobie ciemne okulary, skoro oczy moje są tak niedyskretne i mówią więcej, aniżeli ja sama wypowiedzieć pragnę...
— O, nie czyń pani tego! — zawołałem żywo. — Kryjąc swe oczy za ciemną zasłoną,