Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzać ją zbytecznie przyznaniem zauważenia jej opuszczenia, w jakiem ją pozostawiono.
Ale ona podjęła znów tę kwestję z wielką prostotą:
— Tak! tak! Tańczę bardzo mało, zresztą tańczę tak źle... Nie dziwię się, że mnie unikają. Zła tancerka nie pociąga nikogo. Widocznie pan niedawno przybyłeś, skoro nie wahasz się wziąć mnie do mazura...
— Oh, pani! — wybełkotałem, nie wiedząc sam, co mam na to odpowiedzieć.
— Albo zrobiłeś to pan z litości — ciągnęła dalej: — zauważyłeś pan starą pannę, siedzącą samotnie przy mamie, i zlitowałeś się nademną.
Do tej chwili mówiła czystą polszczyzną, nie mieszając francuskich słówek. Miało to dla mnie wdzięk nieporównany. Nagle uśmiechnęła się i wyszeptała:
Merci de l’obole!
Czułem, że powinienem coś odpowiedzieć.
— Postępujesz pani wręcz przeciwnie, jak wszystkie kobiety — wyrzekłem wreszcie: — one ujmują sobie lat, pani dodajesz je, nazywając się starą panną!
— Bo jestem nią — odparła: — mam już dwadzieścia pięć lat; a że mam w domu wyborne lusterko, więc nie ulegam rzeczywiście