Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wreszcie rozpoczął się mazur. Postarawszy się o vis-a-vis, podałem rękę Władzi.
Ale dla mnie było to obojętne. Widziałem w niej tylko nieszczęśliwą i pognębioną istotę, a nie tancerkę, z której powinienem był być dumny.
Misia, Elzia, a nawet księżniczki, śmiały się z poza wachlarzy, gdy nas dojrzały w przelocie; ja zaś podwajałem moją galanterję względem hrabianki, chcąc jej wynagrodzić szyderstwo ogółu.
W pauzie, gdy inne pary tworzyły jakąś dziwaczną figurę, zapytałem Władzię, czy lubi taniec.
— Nie cierpię! — odparła bez wahania.
— Dlaczego więc pani tańczysz? — badałem, nieprzygotowany na tego rodzaju odpowiedź.
— Ach, mój Boże! — odrzekła z smutnym uśmiechem — dziwne pytanie mi pan zadajesz. Tańczę, bo wszystkie panny, w tym salonie będące, uważają za szczyt szczęścia kręcić się bez wytchnienia. Nie można chcieć stanowić wyjątku w regule. Zresztą, ja tańczę bardzo mało, jak to pan musiałeś zauważyć.
— Przyznam się pani, że siedziałem w przyległym salonie — rzekłem, nie chcąc upoka-