— Dla jaśnie pana przesyłka z poczty.
Spojrzałem — przedemną na stoliku stało pudło łubiane dość wielkich rozmiarów. Pasma szpagatu i czerwone pieczątki ochraniały jego wnętrze. Na wieku wielkiemi literami skreślony był mój adres.
Z pewnego rodzaju ciekawością przeciąłem szpagat i uchyliłem wieko. Wewnątrz, na posłaniu z białego atłasu leżała przepyszna girlanda pomarańczowego kwiecia i takież bukiety. Wszystkie te artystycznie zrobione kwiaty okryte zwojami mglistej iluzji. Silna woń kwiatu pomarańczowego wydobywała się na zewnątrz i rozpływała się w powietrzu.
Powoli, ostrożnie odchyliłem iluzję, a na dnie dostrzegłem dwa listy — pierwszy nie zawierał nic więcej prócz wielkiego
drugi był od mego notarjusza, który mnie zawiadamiał, że magazyn pod firmą „W. Zadoliniecka & Comp.“ zapłacił w tych dniach drugą ratę rs. 300 na rachunek długu, zaciągniętego u mnie przed półtora rokiem.
Widocznie pani Bentkiewiczowa, mimo zapewnień, nie dotrzymała tajemnicy i w chwili zwierzeń opowiedziała rzecz całą hrabiance.