Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy, pochowawszy wuja w Hyères, powróciłem wreszcie do domu, zmuszony zostałem przyśpieszyć mój ślub z powodu złego stanu zdrowia babki mej narzeczonej.
Staruszka pragnęła pobłogosławić wnuczkę przed śmiercią i zażądała, aby ślub odbył się najdalej za tydzień. Indult zastałem wyrobiony, dom urządziła mi matka z całym komfortem i zbytkiem. Nie miałem więc czasu ani potrzeby jechać do Lwowa.
Nadszedł wreszcie ten dzień uroczysty. Doznałem dziwnego uczucia trwogi przed tą chwilą, w której poprowadzę do ołtarza moją dziewczynkę i wezmę ją jako niepodzielną własność. Czy godnie odpowiem temu ciężkiemu zadaniu, jakie przyjmuję na siebie? Czy potrafię temu dziecku zapewnić szczęście i spokój przez całe życie?...
Pogrążony w takich myślach, stałem oparty o kominek i wpatrzony w dogasające głownie. Tuż obok, bo przez ścianę, słyszałem szmer głosów kobiecych i przez uchylone drzwi wybiegały wciąż srebrzyste kaskady śmiechu. Ubierano tam pannę młodą i według tradycji funkcję tę spełniały drużki. Wesoło więc było i gwarno, jak zwykle między młodemi.
Nagle głos służącego przebudził mnie z zadumy: