Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Znak zapytania.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ściwego pociągu miałem jeszcze pięć godzin czasu. Postanowiłem spożytkować je na korzyść mej przyjaciółki. W tym celu kazałem zawołać faktora hotelowego i w kilku słowach wyłuszczyłem mu moje żądanie.
Pragnąłem przyjść z materjalną pomocą hrabiance, ale tak wszakże, aby nie dotknąć jej dumy. Chodziło mi więc o wynalezienie jakiego handlu sztucznych kwiatów, którego właściciel chciałby zawrzeć korzystną spółkę dla rozszerzenia handlu i postawienia go na większej stopie. Naturalnie, że cichym wspólnikiem miałem być ja — hrabiance tylko miano uczynić propozycję wejścia do firmy, dania swej pracy i, jeśli można — nazwiska.
Niespodziewanie powiodło mi się załatwić tę całą sprawę. Przy ulicy Halickiej istniał magazyn kwiatów sztucznych, piór i wyrobów dżetowych. Właścicielka, niemłoda wdowa, chorowita i obarczona trojgiem małoletnich dzieci, od dawna poszukiwała energicznej wspólniczki.
Za pośrednictwem faktora porozumieliśmy się w niespełna dwie godziny.
Była to kobieta inteligentna, jakkolwiek życiem znękana. Z niewzruszonym spokojem na wybladłej twarzy słuchała mej