Strona:Gabriela Zapolska - Szara godzina.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czyniła jednak to, co zwykły szablon każe czynić matkom troskliwym i o dzieci dbającym. Lecz nigdy serce jej nie targnął ból ani radość wielka z powodu tych dzieci, witanych obojętnie. Może dlatego, że ich ojciec…
Zasunęła się jeszcze głębiej w poręcze fotelu. Owinięta w pled, niknęła prawie w jego fałdach. Chwilę otworzyła oczy i patrzyła szeroko jakby zdziwiona. Dokoła niej w agonii codziennej konał dzień i jakby zdobywając się na resztkę wytlałego światła, rozjaśnił widnokrąg żółtym, niemal dziennym blaskiem. Niknące przedtem po kątach sprzęty, wystąpiły teraz dokładnie i stanowczo.

(Dok. nast.).
Gabryela Zapolska.